Gdy z powodu pandemii nasza rzeczywistość uległa diametralnej zmianie, język nie pozostał w tyle. By mógł dalej służyć do opisywania świata, w którym funkcjonujemy, musiał zaadaptować wiele wyrażeń, które dotychczas nie istniały lub były znane jedynie w wąskim gronie naukowców. Przyjrzyjmy się zatem, jak ostatnie wydarzenia zmieniły język, którym posługujemy się na co dzień i jakie wyrazy bezsprzecznie zasłużyły na miano słów roku.
Epidemia, pandemia, a może zaraza? Czy któreś z nich to słowo roku?
Plebiscyt na Słowo Roku 2020, organizowany przez Instytut Języka Polskiego UW oraz Fundację Języka Polskiego, bez większych niespodzianek wygrało słowo koronawirus. Trzecie miejsce przyznano pandemii (od greckiego pan ‘wszyscy’ i demos ‘ludzie’), o której zaczęliśmy mówić, gdy epidemia zaczęła rozprzestrzeniać się na inne kontynenty. Oba określenia wyparły z kolei funkcjonujące wcześniej: zarazę (pochodzącą od czasownika zarazić (się)), pomór oraz mór (spokrewnione z czasownikiem mrzeć, czyli umierać).
W związku z zaistniałą sytuacją epidemiologiczną…
Nieustanne poruszanie tematu pandemii przez media spowodowało, że do języka codziennego przeniknęły takie słowa jak wymaz, maseczka ochronna, ozdrowieniec czy reżim sanitarny, które do tej pory występowały głównie w języku medycznym. Powszechnie zaczęliśmy korzystać też z naukowej nazwy samego wirusa – SARS-CoV-2 oraz choroby przez niego wywoływanej, czyli COVID-19. Renesans przeżywa kwarantanna, której niektórzy używają w kontekście samoizolacji. Różnica polega jednak na tym, że ta pierwsza jest nakładana administracyjnie, a o drugiej decydujemy z reguły sami. Tak czy inaczej, pocieszający jest fakt, że obecne kwarantanny nie trwają już 40 dni, tak jak to było w XIV wieku, choć samo słowo właśnie od tego liczebnika pochodzi – 40 to po włosku quaranta.
Czy mnie słychać?
Życie w lockdownie (wybranym na słowo roku przez Collins Dictionary) spowodowało, że wiele z nas zaczęło pracować w domowym zaciszu. Choć takie anglicyzmy jak calle czy meetingi (oba oznaczające spotkania na odległość) były już od dawna używane szczególnie przez pracowników korporacji, to teraz stały się codziennością dla dużej części społeczeństwa. Praca przeniosła się znad biurka na tzw. zooma lub teamsy, czyli programy do telekonferencji, oficjalnie znane jako Zoom i Microsoft Teams. To dlatego pytanie Czy mnie słychać? i sformułowanie Masz wyłączony mikrofon! były prawdopodobnie jednymi z najczęściej wypowiadanych w ostatnim czasie zdań, nie tylko w ramach domowego biura , ale także podczas wielu lekcji i wykładów. Młodsze pokolenia, skazane na nauczanie zdalne lub hybrydowe (łączące zajęcia offline i online), wykazały się zresztą niemałą fantazją w wymyślaniu neologizmów związanych z pandemią. Wśród wyrazów nadesłanych do plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku, znalazły się chociażby koronaferie (okres przerwy w nauce spowodowany epidemią koronawirusa), covidiota (osoba podważająca istnienie SARS-CoV-2) czy zdalka (praca lub nauka zdalna).
Rok, w którym tak wiele uległo zmianie, musiał pozostawić ślad również na języku, służącym nam do codziennej komunikacji. Wspomniane powyżej zwroty wtargnęły do dyskursu publicznego z zaraźliwością typową dla wirusa, ale gdy już nie będą potrzebne, równie szybko mogą z niego zniknąć. Kto wie, może już niedługo na słowo roku zostanie wybrany przymiotnik pocovidowy? Takiemu obrotowi zdarzeń chyba nikt nie miałby nic przeciwko.
Nie tylko polski został „zainfekowany” przez słownictwo związane z pandemią. Oto 5 zwrotów w innych językach, które doskonale oddają klimat 2020 roku:
- Australijski angielski: iso-baking (szał robienia własnych wypieków w czasie domowej izolacji)
- Francuski: jeudredi (zagubienie, jaki jest dzień tygodnia, wynikające z ciągłego siedzenia w domu)
- Hiszpański: desinfectante (środek dezynfekujący)
- Niemiecki: Geisterspiel (mecz bez udziału publiczności)
- Szwedzki: hobbyepidemiolog (laik, który śmiało wypowiada się na temat koronawirusa)