Babbel Logo

iHeartBerlin – z miłości do Berlina i blogowania

Czy w dzisiejszych czasach można z powodzeniem prowadzić bloga? Jak trafić do odbiorców? A jak konkurować z mediami społecznymi? No i czy warto? Zapraszamy do lektury!
iHeartBerlin

iHeartBerlin to blog, który cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród ekspatów w Berlinie. Jego twórcy od wielu lat prezentują niemiecką stolicę jako miasto, w którym można się wyłącznie zakochać. Postanowiliśmy ich spytać, dlaczego oddali Berlinowi oraz iHeartBerlin swoje serce, a także jaki jest ich sposób na język, dzięki któremu docierają do dziesiątek tysięcy osób dziennie. 

Kto stoi za sukcesem iHeartBerlin? 

Grupa znajomych, których niemiecka stolica po prostu wciągnęła bez reszty. Niektórzy z nich urodzili się tutaj. Niektórzy przyjechali wiele lat temu. Inni całkiem niedawno sprowadzili się do Berlina. Wszyscy zaś traktują to miasto jak dom, z którego szybko, o ile w ogóle, się nie wyprowadzą. Razem spotykają się w trakcie wydarzeń, które skrzętnie dokumentują w ramach iHeartBerlin. Zanim zapytamy, co jeszcze można odkryć na ich blogu, zaczniemy od początków. 

Michalina: Myślę, że powód, dla którego iHeartBerlin przykuł moją uwagę, świadczy o jego sukcesie. Po kilku miesiącach od przeprowadzki do Berlina, uświadomiłam sobie, że chcę się dzielić moimi doświadczeniami z innymi. Zaczęłam szukać w sieci stron poświęconych Berlinowi. I trafiłam na iHeartBerlin, który zdecydowanie różnił się od pozostałych blogów między innymi za sprawą szerokiego wachlarza podejmowanych tematów oraz autorów z różnych zakątków świata, prezentujących własną perspektywę. Od razu doceniłam fakt, że niektóre wpisy były poświęcone doświadczeniom podobnym do moich. Z drugiej strony wiem, że tekst nie do wszystkich przemawia tak jak zdjęcia, ale iHeartBerlin aż kipi od fotografii miejsc czy wydarzeń, które trafiają do szerszej grupy odbiorców. 

Frank: Myślę, że jednym z powodów, dla których iHeartBerlin jest tak popularny, jest jego otwartość na wszystkich. Od samego początku publikowaliśmy po niemiecku i angielsku, by każdy, kto jeszcze nie mówi w tym pierwszym, mógł przeczytać, co mamy do powiedzenia. Ponadto blog podejmuje tematy, które są po prostu ważne dla jego czytelników. 

iHeartBerlin
Ekipa iHeartBerlin podczas jednego z berlińskich wydarzeń.

Czy taki blog ma jeszcze sens? 

Spytaliśmy Michalinę i Franka o to, jak blog zmieniał się na przestrzeni lat. Czy nadąża za rewolucją w sieci, dostosowując się do nowych nawyków wśród młodych ludzi, chociażby możliwości skupienia uwagi wyłącznie przez kilka sekund, bowiem tyle trwa relacja na Instagramie. 

Michalina: Nie jestem od początku w iHeartBerlin, ale faktycznie media społecznościowe nieustannie się zmieniają i niełatwo za nimi nadążyć.  

Frank: Nasz blog przeszedł kilka zmian przez ostatnie 14 lat. Wystartowaliśmy, kiedy MySpace królowało wśród mediów społecznościowych. Ale nie będziemy ukrywać, że naszą popularność zdobyliśmy dzięki Facebookowi, który na pewno wpłynął na to, w jaki sposób tworzymy nasze teksty. Za jego sprawą wprowadziliśmy artykuły w formie krótkich list (ang. listicles), a także teksty typowe dla przewodników. Ponadto w pewnym momencie rozszerzyliśmy zakres tematów, odchodząc od imprezowo-hipsterskiego bloga z modnym twistem, którym z początku był iHeartBerlin. Oczywiście ten profil jest wciąż w jego DNA, ale obecnie staramy się podejmować najróżniejsze tematy. Migracja użytkowników z Facebooka na Instagram i TikToka, którą obserwujemy od jakiegoś czasu, także ma ogromny wpływ na nasz content. Publikujemy nowe formaty, koncentrując się bardziej na video klipach. 

Jak pisać, by się przebić?  

Internet pęka w szwach, tylko potwierdzając żartobliwe przekonanie, że jak czegoś w nim nie ma, to znaczy, że to coś nie istnieje. Dlatego byliśmy ciekawi odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób pisać, by dotrzeć do jak najszerszej grupy odbiorców. A także, czy warto pisać, posiłkując się modnym slangiem i trendami w języku, by zaskarbić sobie serce młodych czytelników. 

Frank: Zawsze namawiam autorów, by prezentowali swój punkt widzenia i pisali osobiste teksty. Zwłaszcza te osoby, które mają za sobą dziennikarską przeszłość. Dla nich teksty, które nie są napisane w neutralnym, bezosobowym tonie, bywają nie lada wyzwaniem. Ale blog ma za zadanie przedstawiać opinie autora lub autorów. Idealnie, jeśli są to osoby, z którymi łatwo się utożsamić. Moim zadaniem, jako twórcy tego bloga, jest utrzymanie właśnie takiego stanu rzeczy. 

Michalina: Jak to w życiu bywa, najlepiej znaleźć złoty środek. Na pewno nie należy iść na kompromis, który jest wbrew nas, kiedy piszemy o własnych doświadczeniach i przelewamy na papier nasze serce. Ale to wcale nie oznacza, że taki tekst nie może być napisany w sposób angażujący i nie może dotrzeć do wielu osób. 

Haters gonna hate? 

A czy można prowadzić bloga bez ryzyka, że lada moment odezwą się osoby, którym się to nie spodoba? I czy są tematy, które jak magnes przyciągają internetowych hejterów? 

Michalina: To prawda, że w Internecie każdy może wyrazić swoją opinię i kogoś za coś skrytykować. Póki co nie spotkałam się z hejtem pod moim adresem. Ale kto wie, co przyniesie nowy dzień. Dlatego bardzo ważne jest skompletowanie zaufanej grupy autorów, z którymi zawsze można przedyskutować zarzuty rzucane w czyimś kierunku. 

Frank: Zawsze staramy się pisać w pozytywnym, inkluzywnym tonie. Kiedy jednak publikujemy content na temat osób LGBTQ+, mamy do czynienia z masą internetowych trolli i musimy nieustannie moderować komentarze, zgłaszając je właścicielowi konkretnej platformy lub usuwając je, jeśli znajdują się na naszym blogu. Jest także satyryczny tekst pt. „Dlaczego lepiej nie randkować z niemieckimi facetami”, który wywołuje sporo kontrowersji, zwłaszcza wśród zranionych Niemców, nie odczytujących ukrytego humoru. To tekst, który zgromadził do tej pory najwięcej komentarzy na naszym blogu. Nawiasem mówiąc, niektóre z nich są o wiele zabawniejsze aniżeli sam tekst. 

Kiedy treść staje się viralem? 

Niektóre wpisy i artykuły iHeartBerlin są chętnie udostępniane między innymi przez społeczność na Facebooku. Dlaczego jedne teksty stają się viralami a drugie nie? Postanowiliśmy spytać Michalinę i Franka o sekretny składnik takiego artykułu i rolę, jaką w jego promocji odgrywają media społecznościowe. 

Michalina: Jakakolwiek wzmianka na temat Berghain (legendarny klub w Berlinie, mekka fanów gatunku techno) sprawia, że post staje się viralem! 

Frank: (śmiech) Tak faktycznie było do niedawna, ale obawiam się, że ten magnes przestał działać. Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że nie ma recepty na viral. To zawsze jest tekst czy wpis, którego byśmy o to nie podejrzewali. A artykuły, które w naszym mniemaniu lada moment staną się bardzo popularne, bywają kompletną odwrotnością viralu. Jedyną czynnością, nad którą można się zastanowić, jest uważna obserwacja tego, co dzieje się na innych blogach. Jeśli w ich ramach pojawia się gorący temat, należy go czym prędzej podchwycić. Pamiętając jednak, że hype na tego typu historie bardzo szybka mija. 

Drukować czy nie drukować?

iHeartBerlin wydaje także książki i magazyny (ang. zines). Czy bez nich satysfakcja z prowadzenia bloga byłaby mniejsza? 

Frank: Moim marzeniem od zawsze było wydanie książki. Ale Berlin doczekał się naprawdę kilku doskonałych przewodników,  między innymi przygotowanych przez autorów z Cee Cee czy Mit Vergnügen (serwisów poświęconych wydarzeniom w niemieckiej stolicy). Dlatego wiedzieliśmy, że nie chcemy kolejnego pięknie wydanego przewodnika. Postanowiliśmy dodać coś od siebie, a kiedy odezwała się do nas Sophiay, wszystko idealnie się złożyło. „The Learn German” to książka, która ujrzała światło dzienne niejako spontanicznie, w oczekiwaniu na główne wydawnictwo. Zawiera wpisy, które opublikowaliśmy wcześniej w Internecie, a także elementy podręcznika do nauki języka. To był naprawdę dobry pomysł.

Michalina: A z ilustratorką, o której wspomniał Frank, przygotowaliśmy naprawdę sympatyczny i kompleksowy  przewodnik po Berlinie. „Like a Berliner”, Frank może potwierdzić, to książka, która przyniosła nam dużo satysfakcji. Zwłaszcza kiedy widnieje na niej twoje imię! 

książka Like a Berliner
Książka „Like a Berliner”, którą można kupić na stronie iHeartBerlin.

A co z językiem?

Na koniec postanowiliśmy spytać o znajomość języka. W końcu autorzy iHeartBerlin pochodzą z różnych krajów, a angielski nie jest ich językiem ojczystym. Czy w związku z tym napotykają na więcej przeszkód, choćby związanych z pewnością siebie. 

Michalina: Zanim przeprowadziłam się do Berlina, spędziłam niezliczone godziny na nauce języka angielskiego. A zatem moment, kiedy zaczęłam pisać po angielsku na bloga, był dla mnie bardziej zwieńczeniem ciężkiej pracy aniżeli wyzwaniem, z którym musiałam się zmierzyć. Bez wątpienia przygotowywanie tekstów w drugim języku jest krokiem ku płynności i pewności siebie na najwyższym poziomie. W pewnym momencie ten drugi język stał się dla mnie czymś zupełnie oczywistym. Dlatego nauka kolejnego sprowadziła mnie na ziemię i przypomniała o tym, że nie jest to wcale najłatwiejszy proces.  


Interesujesz się tematami na pograniczu języków i kultury? Sprawdź, co przygotowaliśmy dla Ciebie:

Podziel się:
Babbel

Jesteśmy zespołem złożonym z ponad 750 osób 50 narodowości, które łączy wspólna pasja: kochamy języki. Pracujemy w filiach w Berlinie i Nowym Jorku, pomagając ludziom na całym świecie w odkrywaniu zalet indywidualnej nauki języka dzięki aplikacji. Obecnie oferujemy aż 14 języków nauki – a nasze mobilne aplikacje są pobierane nawet do 120 000 razy dziennie.

Jesteśmy zespołem złożonym z ponad 750 osób 50 narodowości, które łączy wspólna pasja: kochamy języki. Pracujemy w filiach w Berlinie i Nowym Jorku, pomagając ludziom na całym świecie w odkrywaniu zalet indywidualnej nauki języka dzięki aplikacji. Obecnie oferujemy aż 14 języków nauki – a nasze mobilne aplikacje są pobierane nawet do 120 000 razy dziennie.