Lata 90. to dekada, którą ciężko podsumować w kilku paragrafach. Transformacja ustrojowa zapoczątkowana jeszcze w latach 80. nabrała niespotykanego dotąd tempa. Wolność i swoboda, o których śpiewał zespół Boys, opanowały niemal każdy aspekt życia w Polsce. W naszych domach zagościły pierwsze komputery i rosnące w oczach telewizory, a na naszych balkonach wylądowały ogromne talerze satelitarne. Szafy uginały się od sztruksów i T-shirtów z nadrukami. A parkiety w klubach uginały się pod ciężarem szalejących nastolatków. Nie było jeszcze komórek, choć był już Internet. By się z nim połączyć, należało zatkać uszy. Świdrujący dźwięk modemu dziś wywołuje miłe wspomnienia, lecz wówczas potrafił doprowadzić członków rodziny do niezłej awantury.
Era komputera
Komputery w latach 90. swoim wyglądem w żaden sposób nie przypominały dzisiejszych cienkich jak kartka papieru (no może jak arkusz kartonu) laptopów. Nie wspomnę o takich parametrach, jak grafika czy pamięć. Ta ostatnia koniecznie podzielona na ROM i RAM, bez szans na dzisiejsze gigabajty i terabajty.
Ale czy to oznacza, że ówczesne maszyny były gorsze? Wcale nie! Commodore 64 to model, który co prawda został wyprodukowany w latach 80., ale dopiero na początku lat 90. trafił pod polskie strzechy. By zagrać w grę, należało użyć w tym celu kasety, którą wkładało się do specjalnego portu/adaptera. Co ciekawe, taką kasetę od czasu do czasu przewijało się samemu. W ten sposób tworzyła się więź pomiędzy użytkownikiem a komputerem, o której dziś można wyłącznie pomarzyć.
Po Commodore przyszedł czas na Amigę 600 i Amigę 1200, na których wszystkie gry śmigały… od dyskietki do dyskietki. Wyjmowanie i wkładanie nośników bywało irytujące, ale to nie przeszkodziło w rozwijaniu uzależnienia od takich gier jak Mortal Kombat, Street Fighter czy Prince of Persia.
Przy okazji warto wspomnieć o boomie na grę i konsolę Tetris. Spadające klocki, które należało obracać w locie, to klasyk lat 90. I kiedy młodzi walczyli z czasem, by ułożyć równe rzędy z klocków, starsi stawiali pierwsze pasjanse lub grali w kultowego Sapera.
Cztery zera do milionera…
Tylko kto na to wszystko miał zarobić, skoro bochenek chleba kosztował kilkanaście tysięcy złotych, a kilogram kiełbasy kilkadziesiąt tysięcy złotych. I to wcale nie są żarty! To po prostu ceny sprzed denominacji, czyli reformy polskiej waluty, która rozpoczęła się w 1995 roku. Do tamtego momentu dorośli zarabiali w milionach i wydawali je, płacąc banknotami o niebotycznych nominałach: 5 tys. z Chopinem, 10 tys. z Wyspiańskim, 100 tys. z Moniuszką czy milion z Reymontem. Reforma unicestwiła zastępy miliarderów w kraju, skreślając cztery zera na metkach i banknotach. Z tej okazji stare pieniądze wymieniono na nowe, prezentując poczet królów polskich, który jest w obiegu po dziś dzień.
… albo bankrut!
Jeśli ktoś marzył jednak o wielkich pieniądzach, zawsze mógł wziąć udział w telewizyjnym teleturnieju. W 1992 roku wystartowało Koło Fortuny, a dwa lata później Jeden z dziesięciu i Familiada. Telewizyjne quizy przyciągały przed ekrany całe rodziny, które czekały na „zabawną” anegdotę prowadzącego, prawidłową odpowiedź lub bankruta, wywołującego popłoch wśród uczestników gry.
Ale lata 90. to także początek programów, które testowały miłość Polaków – Czar Par, lub pomagały im w znalezieniu drugiej połówki – Randka w ciemno. Na wygranych w tym pierwszym czekał samochód i dom, a w tym drugim wyjazd pod palmy, który miał rozpalić gorące uczucie między dwojgiem świeżo zeswatanych osób.
Nie chcem, ale muszem
Jeśli kogoś jednak nie interesowały powyższe programy, zazwyczaj włączał teleodbiornik, by stanąć po którejś ze stron w politycznej rozgrywce, już wówczas budzącej niemałe emocje. Lata 90. to okres wielkich reform, narodzin licznych partii i skandalizujących polityków.
Tadeusz Mazowiecki oddzielił grubą kreską przeszłość od teraźniejszości, następnie Lech Wałęsa, choć był za, a nawet przeciw, stanął na czele państwa. Potem w walce o reelekcję postanowił, że nie poda Kwaśniewskiemu ręki, lecz zaoferował swoją nogę. I tak oto przegrał, bo społeczeństwu się ta propozycja w ogóle nie spodobała. Za to spodobał się marsz na Zachód, który zakończył się w 1999 roku wejściem do NATO i 5 lat później akcesją do Unii Europejskiej. Po drodze rządzącym udało się zmniejszyć liczbę województw, wprowadzić kasy chorych, a także gimnazja, które wychowały pokolenie gimbazy.
Hey, to tylko Varius Manx
Jak zwykle na odsiecz zestresowanej młodzieży przybyła muzyka. I to nie byle jaka! Ostatnia dekada ubiegłego wieku to okres, w którym polskie zespoły wypełniały katowicki Spodek po czubek, a sprzedaż płyt biła rekord za rekordem. Ci wrażliwsi nucili pod nosem „Moją i twoją nadzieję” zespołu Hey i „Piosenkę księżycową” Varius Manx, a ci bardziej zbuntowani rapowali „Scyzoryka” z Liroyem. By nie przegapić nowych utworów, telewizyjna Dwójka zapraszała na Clipol i 30 ton, listę, listę przebojów.
Where is Muzzy?
Na koniec chciałbym przypomnieć wszystkim, że Shrek wcale nie był pierwszym zielonym stworem, który zaprosił Polaków przed ekrany telewizorów. Przed nim był Muzzy, bohater animowanego serialu BBC, przeznaczonego do nauki języka angielskiego. To dzięki niemu nauczyliśmy się przedstawiać, pytać o drogę i sygnalizować nieziemski głód (w końcu Muzzy przybył z kosmosu i żywił się zegarkami).
Lata 90. wywołują wiele wspomnień. A co powiesz na kolejną podróż w czasie? Sprawdź koniecznie nasz słownik PRL.